czwartek, 4 listopada 2010

Studium przypadku

Czym jest przypadek? Zdarzeniem, którego nie potrafimy racjonalnie wytłumaczyć? Sytuacją, której nie planowaliśmy? A jeśli zaplanował ją ktoś inny - to czy wówczas z jego punktu widzenia to nadal przypadek? 

A może przypadków nie ma, tylko nami (jak i całym wszechświatem) kieruje przeznaczenie albo los zapisany jest w gwiazdach? Nie, to niemożliwe, przecież jesteśmy wolni i sami podejmujemy decyzje!

Jednak przecież nic nie dzieje się bez przyczyny? Konstrukcja ludzkiego mózgu sprawia, że wyszukuje on możliwości połączenia luźnych faktów w logiczną całość - jest to przystosowanie służące do łatwiejszego porządkowania danych. Dlatego czasem tłumaczymy sobie racjonalnie przypadkowe zdarzenia.

A może przypadkowe (w naszym odbiorze) wydarzenia to ... szanse? Przyjmując, że nasze życie (dla ułatwienia rozważań zakładam, że mamy jedno - uwzględnienie reinkarnacji lub 7 żywotów kota stworzy zbyt skomplikowane równanie z kilkoma niewiadomymi) to misja. Kombinacja naszych pragnień, marzeń, predyspozycji, uzdolnień, garści szczęścia i podejmowanych decyzji. Do każdego celu zazwyczaj prowadzi wiele dróg. Łatwiejszych lub bardziej krętych. Odkrywamy swoją misję i siebie stopniowo. Przez doświadczenia oraz innych ludzi. Poznajemy miłość, przyjaźń, cierpienie, sąsiadów, inne kultury, smak potraw na innym kontynencie, własne upodobania oraz ich przeciwności. Pierwsza fatalna randka nie oznacza przyszłości w pojedynkę. To tylko lekcja. Informacja. Jutro, za rogiem możemy
p r z y p a d k i e m wpaść na swojego księcia albo p r z y p a d k i e m odkryć, że znamy go od dzieciństwa ...


A może zatem przypadek to ... szansa?

poniedziałek, 1 listopada 2010

Ściskaniem mając obrzękłe kciuki ...

Czy zdarzyło się Wam stojąc w zatłoczonym autobusie, czekając w lokalu na pizzę na wynos albo w innych, równie przypadkowych okolicznościach (na ten moment załóżmy, że przypadki istnieją, później rozwinę tę myśl) być świadkiem sytuacji godnej napisania skeczu?

Czy zdarzyło się Wam kiedyś czytać przepis babci i wybuchnąć niekontrolowanym śmiechem w miejscu, w którym wymagana ilość mleka podana była w ... małych garnuszkach z czerwonym serduszkiem?

Czy kiedykolwiek zdarzyło się Wam zatracić na imprezie w rozmowie z osobą, której nie znaliście jeszcze pięć minut wcześniej tylko dlatego, że zachwycił Was obezwładniający aromat domowego ciasta jej autorstwa, do tego stopnia, że podczas tych kilku minut na całym świecie nie istniała pożądanej przez Was żarliwiej niż ... t e n przepis?

Albo czy zdarzyło się Wam odkryć w zapomnianym parku krzaczki pigwy i wyobrażając sobie smak nalewki czule pieszczący Wasze kubki smakowe w jeden z tych niesamowicie długich, zimowych wieczorów, spędzić całe popołudnie zbierając (bardzo ostrożnie z uwagi na kolce) w sumie 4 kartony tych wspaniałych owoców a kolejne tygodnie przeklinać ambitne zbiory podczas oddzielania miąższu od pestek?

A czy uczestnictwo w przynajmniej jednej z tych sytuacji tłumaczy chęć napisania optymistycznego, nieszablonowo zaskakującego, kulinarnie alternatywnego i totalnie pokręconego bloga? Ściskaniem mając obrzękłe kciuki wierzę, że odpowiedź brzmi ... TAK!