czwartek, 23 kwietnia 2015

Kwazicząstki w rozterce.

Lenistwo. Stan sprawiający, że głowa przełącza się w tryb economy i zdolna jest jedynie do zagwarantowania podtrzymania funkcji życiowych, koncentrując się na oddychaniu i pracy serca. Podświadomie. Świadomie ma nieodpartą ochotę robić...  nic. Nudny stan. Trudno oczekiwać spektakularnych wydarzeń w takim stanie. Jednak warto być czujnym, bo całkowicie p r z y p a d k o w o może stać się zupełnie inaczej. Posłuchajcie...

Kudłata ocknęła się rano. Przy czym r a n o oznacza względny początek dnia, nie konkretną godzinę. Ułatwia to uniknięcie przypięcia etykietki śpiocha. Ocknęła się i poczuła Lenia. Wszechmocnego. Znacie drania?
- Kurza piętka - pomyślała - dopiero środa. Nie pora na lenia. Perspektywa rehabilitacyjnych ćwiczeń, które już za milion powtórzeń pozwolą wrócić do upragnionych aktywności, powinna motywować. A tu nic. Lipa.

Wstała. Odbębniła ćwiczenia. Leń nadal był integralną częścią dnia. Pora na plan B. Zakupy warzywno-owocowe na zielonym targu. Zastrzyk witamin. Rybna zupa na słonecznym tarasie. Spacer do lasu. Sjesta na soczysto zielonej, wiosennej trawie, tuż pod obserwacyjną wieżyczką. I nadal nic. Leń jak cień. Uparcie wierny trwał.
- Jeszcze Ci pokażę! - pomyślała zdecydowanie, kierując auto w stronę siłowni - Zaraz wyparujesz!

Tymczasem w miarę jak zbliżała się do rzeczonego miejsca, parowała w niej ochota do używania muskułów. Kupiła wodę, według producenta wzbogaconą rzeczywistym sokiem cytrynowym, nie jego syntetycznym substytutem, gazetę kulinarną dla towarzystwa i w drodze kompromisu postanowiła Lenia wytopić alternatywnie. Na saunie.

Dziesięć minut w parowym ukropie wydawało się wiecznością. Z prawdziwą ulgą wyskoczyła na leżak uprzednio zroszona chłodnym prysznicem.
- Dzień dobry - powiedział męski głos.
- Cześć - Kudłata - odpowiedziała mechanicznie, niedbale rejestrując sylwetkę zasłoniętą częściowo lawendowym ręcznikiem.
Głos natychmiast się poprawił - Cześć!
- Sucha czy mokra? - głos ponownie oderwał kudłate myśli od przepisu na Limoncello.
- Zdecydowanie mokra.
- Wchodzisz?
- Za moment. Przerwa.
Twarz wydała się jej znajoma. Tym bardziej lakoniczność odpowiedzi zadziwiła nawet jej autorkę. Całą odpowiedzialnością obarczyła Lenia pozbywając się resztek wyrzutów sumienia.
Męski głos zawiesił ręcznik i prezentując (całkiem zgrabny) pośladek, zniknął za wilgotnymi drzwiami. Chwilę później dołączył do niego właściciel imponującego brzucha. Kudłata przekroczyła tę same drzwi, dopiero gdy odmierzyła dziesięć minut od zakończenia poprzedniego seansu. W  n a p r a w d ę  leniwe dni nawet wejście do sauny jest wymagającą aktywnością.

Kontury męskiego głosu siedziały wygodnie rozparte w ulubionym narożniku Kudłatej. Wrrr! Na jej widok zgiął kolana ukrywając przyrodzenie, dla pewności kładąc na nich dodatkowo dłoń. Usiadła naprzeciw Pana Brzucha. Zamknęła oczy i skoncentrowała się całkowicie na sam-topnieniu.
Brzuch wyszedł. Męski głos wykorzystał intymną chwilę tylko we dwoje by zagaić rozmowę.
- Dziś tylko sauna?
- Dzisiejszym dniem rządzi leń. Dlatego tylko sauna. Poza tym rano już byłam na rehabilitacji. Wystarczy ćwiczeń.
- Kręgosłup?
- Kolano.
- Hmm... Nie widać.

Chwilę samo-topnieli w ciszy. 

- Dzisiaj byłam na łące w lesie. Trawa była tak cudownie zielona. Wróciłam do miasta i zauważyłam, stojąc na światłach, że trawa w mieście już wiosną rośnie brudna.
- Chcesz o tym porozmawiać?
Gdyby nie gęsta para we wnętrzu, Kudłata przysięgłaby, że w oczach zamigotały mu wesołe ogniki. Zwykle takie pytanie sugeruje wizytę u specjalisty od pokręconych myśli.
- Nie, tak tylko powiedziałam.

Kolejna porcja wilgotno-gęstej ciszy.

- A ja pojechałem dzisiaj z kumplem do Krynicy Morskiej na kawę. A tam niespodzianka! Wszystko jest jeszcze zabite dechami. Stamtąd pojechaliśmy na Hel. W knajpie, którą ostatnio odwiedziła Gesslerowa, zamówiliśmy zupę chrzanową -  nazwa brzmiała dobrze - dorsza i frytki. Spodziewaliśmy się rewelacji, tymczasem jedyną rewelacją była ... cena posiłku. Czterdzieści osiem złotych.

Wilgoć spływała ze ścian. Od czasu do czasu w postaci gęstych kropel spadała niespiesznie z sufitu. Podobnie myśli. Przychodziły niespiesznie.  

- A czym jeździsz?
- Motorem. Znaczy motocyklem.
- No tak - Myśl, że to przecież to oczywiste, że wycieczka dotyczyła dwóch, a nie czterech kółek, przebiegła przez kudłatą głowę szybciej niż światło - Ale...  jakim?
- Honda. CBF 1000. Turystyk.
- Aha - mruknęła znacząco - Brat szwagra ma taki, stąd wiem jak wygląda.
- Brat szwagra? - zamyślił się męski głos. A po chwili dodał - To nikt.
- Na kolejną wycieczkę mogę polecić zupę rybną w Oliwie.
- W Oliwce?
- Nie. Oliwka to knajpa przy głównej drodze. Niezła, ale często naprawdę dobry posiłek znajdziesz w miejscach na uboczu. Na przykład w Rybakówce. Wiesz gdzie jest w Oliwie kuźnia wodna? - bardziej zakładając niż widząc w oparach wilgoci, że kiwnął głową, kontynuowała - skręcasz przy niej i jedziesz dalej jak do Doliny Radości. Mijasz wyremontowany Dworek Oliwski, aż...
- Tam są stawy hodowlane.
- Tak, też je mijasz. Aż dojedziesz do końca drogi i zobaczysz tandetny drogowskaz, czerwony napis na niebieskim tle. To właśnie tam serwują rewelacyjną zupę rybną tak gęstą, że można w niej postawić pionowo łyżkę (trafniejszym określeniem gęstości zupy jest możliwość zjedzenia jej połowy. Przy czym chodzi o możliwość narysowania linii przechodzącej przez środek zupy i zjedzenia jednej połowy. Dosłownie połowy. Lewej lub prawej. Pamiętacie z dzieciństwa zupę brukwiową? Przykładowo w jej przypadku możliwa była taka sztuczka! - przyp. autora)
Dalej Kudłata zaczęła opowiadać z entuzjazmem o potrawach opisywanych w zakupionym miesięczniku. Cytrynowych ciasteczkach. Cieście z rabarbarem. Gołąbkach ze świeżych warzyw i ...
- I... kurczaka!
No tak. Na moment zapomniała, że głos jest mężczyzną! Dla nich zielone jedzenie jest fajnym, ale mimo wszystko, dodatkiem. Jedzenie powinno wcześniej - tj. przed pojawieniem się na talerzu - gdakać, muczeć, chrumkać albo przynajmniej beczeć. Ewentualnie milczeć, ale mieć płetwy.

- Czas na przerwę - westchnęła i wyszła dalej fantazjować na temat jedzenia na leżaku. Na krótko wyskoczyła pod prysznic. Ten umiejscowiony bliżej mokrej sauny. Zignorowała napis "Prysznic dla panów". O tej porze w strefie spa było pusto, a męski głos pozostał w strefie w ukropu. Dlatego nie ukrywała zaskoczenia, gdy wychodząc spod prysznica niemal na niego wpadła. Ustąpił jej miejsca wymownie stukając długim palcem w tabliczkę.
- No to co? - odparła wzruszając ramionami mijając go, jednocześnie rumieniąc się zdecydowanie bardziej niż uzasadniałaby to wizyta w saunie.
Kolejna demonstracja pośladków.
Jak to możliwe, że tylko kobiety ekstrahują cellulit z powietrza? - pomyślała wachlując się przepisami w kolorowej okładce.

Męski głos oparł się o parapet.
- Wchodzisz na kolejny seans?
- Tak ... szybko?
- Aha, prysznic był zaledwie letni? To błąd. Zimny, tam w środku, sprawia, że po skórze przechodzi sympatyczne mrowienie. I pobyt staje się przyjemny.
- Obiecuję sprawdzić kolejnym razem - ściemniała. Kto o zdrowych zmysłach wybiera chłód, gdy do wyboru jest ciepełko?
- To co? Wchodzimy? - Męski głos był konsekwentnie nieustępliwy.
- Dobrze, ale na p i ę ć minut.
Weszła pierwsza ignorując jego uwagę:
- Szkoda ręcznika.

W parno-wilgotnej komnacie lodowatym strumieniem polał jej stopy. Mimowolnie jęknęła pod wpływem zetknięcia rozgrzanej skóry z niską temperaturą. Łydki. Podciągnęła nieco wyżej ręcznik. Uda. Odwróciła się, by powtórzyć tę samą procedurę z tyłu, i usiadła na s w o i m miejscu.
- Faktycznie mrowienie jest bardzo sympatyczne.
- A można to poczuć na całym ciele. Przy okazji...  mam na imię Paweł - powiedział wyciągając dłoń w jej kierunku.
- Kudłata.
- Jesteś z Krakowa?
- Z ... Krakowa? - jak echo powtórzyła pytanie - widziałeś jak...  przyjechałam? Nie, nie jestem.
- Tak myślałem. Bo nie mówisz jakbyś była z Krakowa - Tu zaczął naśladować intonację typowego mieszkańca Podhala -  Nooo. Siedzimy tu sobieee. Nooo. W tej saunieee. Fajnie jeeest. (pamiętacie ten skecz młodego Stuhra, w którym parodiuje korzystanie z telefonu komórkowego przez kobietę i mężczyznę? Intonacja głosu Pawła była identyczna - przyp. autora)
- Ha! Ha! A Ty pochodzisz z Krakowa?
- Ja nie. Mój ojciec pochodzi. Postanowił przenieść się nad morze. Ja urodziłem się już tutaj. A tam mam  jeszcze z 57 kuzynów.
Później rozmowa dotknęła nurkowania (ze szczególnym uwzględnieniem rodzajów krewetek jakie można spotkać pod powierzchnią wody albo kupić w sklepie zoologicznym), zlotów motocyklowych, wypadów (jego) na 2oo do (wyjątkowo deszczowej w tym okresie) Austrii, i rozsądku (jej), który sprawia, że Kudłata odłożyła (na razie) plan kierowania swoim  jednośladem.

- Ja bym chyba nie wytrzymał - skomentował, gdy znów siedzieli w strefie relaksu.
- Uwierz mi, że przeżywam katusze, szczególnie w takie dni, jak dziś. Ale nie mam ochoty przechodzić kłopotliwej sytuacji z kolanem po raz trzeci.
Kudłata spojrzała uważnie na zegarek. Oj! Za pół godziny pojawi się u niej w domu Rafał, któremu obiecała warsztaty z przygotowywania domowych krówek. A ona siedzi na saunie zawinięta w ręcznik. Gwałtownie zerwała się z leżaka gubiąc kluczyk od szafki w szatni.
- Muszę uciekać, bo ... bo nie zdążę! - brutalnie przerwała konwersację -  Tymczasem!
Była już za drzwiami dzielącymi światy fitness i spa, gdy usłyszała:
- Kuruj się!
- Tak jest!
Odprowadził ją uśmiechem.

Ubrana, z jeszcze mokrymi włosami, wskoczyła za kółko. Zapaliła silnik. Wzięła oddech. W tym momencie w kudłatej głowie zatrybiły styki. W i d z i a ł jak przyjechała. Zwrócił uwagę i z a p a m i ę t a ł  tablice. Z a u w a ż y ł, że nie pojawiała się na siłowni. P r z y p a d k i e m zdecydował się pojawić w tym samym miejscu w podobnym czasie. W y b r a ł tę samą saunę. Subtelnie,  acz p r o f e s j o n a l n i e, instruował jak używać sauny. Uważnie s ł u c h a ł tego, co mówiła.  Stwierdził, że brat szwagra to nikt. Nikt i s t o t n y! Brak k o n k u r e n c j i! Ty kudłata ... G A P O!

ciąg dalszy (miejmy nadzieję!) nastąpi ...