niedziela, 4 grudnia 2016

Dialog z kotem. Albo kota ze mną. Jak kto woli.

Salon. Kanapa. Na kolanach laptop. Dłonie na klawiaturze. Praca. Skupienie. Przynajmniej aż do tej chwili, gdy ...

... gdy na skórzaną miękkość kanapy wskakuje On. Pomponiusz. I patrzy. Patrzy tak, jak tylko On patrzeć potrafi. W tym spojrzeniu nie ma wyczekiwania. Nie znajdziesz pokory ani uległości. Ani chęci przypodobania się. On jest ... zdziwiony. Patrzy i zwyczajnie nie rozumie dlaczego ktoś, kto właśnie dostąpił możliwości nakarmienia swojego Kota nie biegnie jeszcze do kuchni, gdzie stoi jego miseczka, i nie napełnia jej aromatycznymi chrupkami.

Podnosi prawą łapkę i zdecydowanie kładzie ją na moim ramieniu. Nie mruga (a czy koty kiedykolwiek mrugają?). Swoim zdziwionym spojrzeniem świdruje moją skroń. Udaję, że nie czuję. To bezcelowe. On doskonale wie, że udaję.

Na moim ramieniu ląduje lewa łapka. Delikatnie wyczuwalne zaczynają być pazurki. Kocia cierpliwość ma niezbyt szerokie granice. Nadal wpatruję się w szklany ekran ignorując TO spojrzenie. Czuję jak napięcie rośnie.

Łapka opada. Pomponiusz przekrzywia głowę. Zdziwienie w jego spojrzeniu sięga zenitu. Robiąc holywoodzki grymas wydobywa z siebie .... Miauuu! prosto do wnętrza mojego czułego narządu słuchu.

- Poszedłstądnatychmiastjatupracuję! - pieszczotliwie odganiam go łokciem.

To jak walka z komarem. Wynik tej zabawy jest z góry znany. Na korzyść wiadomego stworzenia. Nawet jeśli polegnie, to zdąży wyprowadzić z równowagi drażnioną istotę. A może i skorzystać z jej czerwonych krwinek.

W końcu wstaję. Futro biegnie przede mną wskazując drogę. W jego spojrzeniu błyska satysfakcja. I dopiero teraz pojawia się oczekiwanie. Oczekiwanie na TEN dźwięk. Beethoven, Mozart, Paganini i Jackson jednocześnie dla wysublimowanych kocich uszu. Dźwięk chrupek wsypywanych do miseczki i wesoło odbijających się od dna.

Wracam na kanapę. Na kolana wraca laptop. Dłonie kładę na klawiaturze. Zamykam oczy próbując przywrócić stan skupienia. Mam. Otwieram. Obok mnie siedzi On. I znów jest ... zdziwiony. Patrzy i zwyczajnie nie rozumie jak ktoś, kto właśnie dostąpił możliwości... pieszczoty jego niezwykle dokładnie wypielęgnowanego futerka, nie korzysta z tej okazji!

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Rzymskie kudłate wakacje - dzień 3.

Ramiona skwierczą na myśl o słońcu. Gdzie się ukryć przed promieniami? Gdzie można spędzić dowolnie dużo czasu - oczywiście przy zachowaniu minimum zdrowego rozsądku ;-)
Podpowiedź... jestem kobietą ;-) I w tej materii bywam typowym przedstawicielem gatunku. Bardzo rzadko, ale bywam ;-)
Dobra. Pewnie już wiecie. Idę na  z a k u p y. :-P


Wchodzę do sklepu:
- Buona sera - bo chcę być miła.
Odpowiedzi i kolejnych pytań nie rozumiem.
- Do you speak English?
- Yes. Prego?
Ekspedientka woła kogoś ze znajomością angielskiego.
Zadaję pytania. Muszę uważać by tak je skonstruować by odpowiedź "Yes" była niemożliwa. Inaczej niczego się nie dowiem.
Najczęściej korzystam z uniwersalnego. Migowego ;-)
Bycie blond pomaga :-P Nawet jeśli dziś zapomniałam poprawić urodę (pomalować się = przyp. autora dla niewtajemniczonych)

Dziś nie ma kolacji. Kupiłam dwie pary zajebistych spodni! Styl marynarski oczywiście. Jeden wersja a la elegancka. Druga a la weekend.
Ale się cieszę! Spodnie kupuje najrzadziej, bo rzadko coś ciekawie leży na środkowej części mnie.

Włoszki są śliczne. Dziś widziałam przynajmniej dwie, z którymi mogłabym się ... zapomnieć. Gdybym była facetem rzecz jasna :-P

17:30. 
Dobra. Wystarczy nabywania bawełnianych dóbr doczesnych
Dziś aparat... odpoczywał.
Pora go trochę zmęczyć ;-)

Korzystaliście kiedyś z mapy bez nazw ulic tylko kierując się układem? ;-) Ja nie mam wyjścia. Innej nie mam.


Wiedziona intuicja idę na azymut. Weszłam do tunelu prowadzącego do metra. Po kwadransie czuję się jak szczur. On chyba nie ma końca. Tunel. Nie szczur.

Stacja Piramide. Znam ją z wczorajszej wycieczki. Jestem 2 przystanki od Koloseum. Ciekawe czy mnie jeszcze wpuszczą? Sprawdźmy!

Ha! Nie ma kolejki! Uwierzycie? Nieprawdopodobne!

18:30.
Mam tylko 0,5h do zamknięcia, ale i najlepsze światło! Ha!

Dziś nogi mnie nie bolą. Jedynie chyba odparzylam stopy. Praktycznie byłoby mieć parę tenisówek...
Alem gapa i nie mam.

20:30
Siedzę na schodach pod jakimś zabytkowym, fotogenicznym budynkiem. I siłą woli próbuję przenieść się do tramwaju.
Dwa przystanki stąd są lody bazyliowe. Mistrzostwo świata.Przystanek jest po drugiej stronie ulicy. 
Z mojej aktualnej perspektywy to ... nieskończoność.

Znalazłam trzy otwarte sieci Wi-Fi. I z żadną nie mogę się połączyć. Włoska gościnność.

W tramwaju. Uf. Pół sukcesu.
Jutro wstaję wcześnie. A przynajmniej spróbuję ;-)
I jutro kupie tenisowki. Jakiekolwiek!
No dobra. Nie jakiekolwiek. Kupię jak znajdę... b i a ł e ;-)

21:30
Zaczynam kojarzyć trasy autobusów patrząc na nazwy przystanków.

Woops! Zamknęli już mój sklep. A miał być banan do płatków na śniadanie. Dobrze że mam jeszcze morele ;-)

Wiecie co jest fajnego w tych wakacjach? Minimalizm.
Zero planowania. Zero zapasów.
Jeszcze tylko zjem kawałek pizzy (z serem i... ziemniakami ;-)) i wracam do tutejszego casa.
Przecież żartowalam z tym brakiem kolacji :-P

sobota, 11 czerwca 2016

Rzymskie kudłate wakacje - dzień 2.

Wczoraj Zatybrze. Rzymski Kazimierz.
Dzisiaj kierunek: Koloseum.
Ciekawe jak po tygodniu antyków spojrzę na architekturę współczesną ;-)

Na zewnątrz 22 kreski. Będzie 26. Wieczorem 18. Włosi chodzą w kurtkach. Dziwactwo.

Tutejszy dyliżans - autobus - zabiera mnie za 20 minut. Pora wskoczyć w sukienkę i sandały. Może nawet zaszaleje i przyjadę się... metrem ;-)

Koloseum. Upał. Tłumy ludzi. Kolejkus Maximus.
Doskonała okazja do ...?
... opalania i obserwacji ludzi ;-)












Ciekawostka 1: kolejka dla ludzi z rezerwacjami jest... dłuższa ;-)
Wszędzie rosną stokrotki i niepozorne kwiatki które obłędnie pachną...


Ciekawostka 2: grawitacja zwiększa się w miarę jak mija dzień.



Hasło na dziś (i kolejne dni): uwolnić stopy!

Bilet zdobyty. Kolejna kolejka i jestem na Forum Romanum.
I kolejna kolejka. Krytyczna. Bo do łazienki. A to oznacza że pije więcej wody niż ze mnie paruje ;-) Uf jak gorąco...






Wystarczy tych kamlotów. Potrzebuję kalorii. Może dla odmiany ... pizza i gelato? ;-)

Rzymskie kudłate wakacje - dzień 1

Plan na dziś: wycieczka za miasto. Za zgiełkiem Rzymu postanowiłam zatęsknić, żeby go polubić.

Wychodząc mam świadomość, że nie będę mieć neta. Będę on-line dopiero wieczorem. W "domu". Odwyk?
Nie. Muszę coś wykombinować. Muszę. Nałogi są straszne. A ten wyjątkowo.

[...]

Uf! W "domu" :-)

Dwa autobusy i tramwaj, aby dotrzeć z powrotem, zamiast jednego autobusu, bo nie mogłam znaleźć przystanku.
A byłam chyba z 300 metrów od niego.
Tylko zaczynało się robić ciemno, więc wróciłam transportem, który już znam. Tak na wszelki wypadek. Tu wszystkie przystanki są na żądanie, a w autobusach bardzo rzadko działa wyświetlacz prezentujący nazwę przystanku aktualnego, czy kolejnego.
Nic to. Jeszcze dwa dni i topografię centrum Rzymu ogarnę w 100%.


Szkoda, że nie zabrałam tenisówek. Jutro zaryzykuje wyskok w... sandałach.

Nie wiem ile dziś zrobiłam km, na ile górek weszłam, ile schodów pokonałam. Na pewno dużo.

Dieta monotematyczna:
Rano płatki owsiane i kawa. Czarna jak diabeł.
Drugie śniadanie: lody. Gelato. A właściwie gelati.
Obiad: pizza.
Podwieczorek: pizza. Mały kawałek.
Kolacja: kefir z otrębami.
Za tydzień będę ekspertem od pizzy i gelati ;-)
Koniec na dziś. Pora na prysznic. Bo pachnę... powiedzmy, że zwiedzaniem Rzymu.


I już! Chyba nawet jestem... lżejsza :-) To miasto jest bardzo, bardzo brudne.

Dobranoc.

Rzymskie kudłate wakacje - dzień 0.

[Kudłata miewa nietuzinkowe pomysły. Nieszablonowe. Niecodzienne. Spontaniczne. I niekoniecznie ekonomicznie uzasadnione. Jak ten. Spędzić tydzień w Wiecznym Mieście w towarzystwie 5D. A co!]

5:50. Rębiechowo.
Tu jest 8 stopni. Tam czekają 23 kreski.

Przypomniał mi się okres, gdy latałam do Macedonii. W Skopje wsiadałam do samolotu słysząc dookoła gwar wesołych i głośnych rozmów. Ludzie byli kolorowo ubrani, żar lał się z nieba. Wysiadałam w Wiedniu w otoczeniu poważnych dżentelmenów w szarych garniturach.
Kompletna metamorfoza nastroju.

8:10. Monachium
12 stopni.

I juz! Witaj Rzymie!
Witaj lato!
Viva wakacje!

wtorek, 3 maja 2016

Być sobą. Czyli ... kim?

Szparag jest szczęśliwy grzebiąc w kodzie, kolorowych kabelkach i drukowanych płytkach. Dżepetto spełnia się spędzając czas w warsztacie tworząc dzieła sztuki z drewna. Piter, gdy 46 węzłów dmucha prosto w nos jego jachtu. Hans Zimmer komponując. Pompek ...? Pompek jest chodzącym szczęściem. Truchta szczęśliwy słysząc charakterystyczny dźwięk chrupków wpadających do miski. Szczęśliwy wtula nos w Kudłatą, gdy wracając do domu siada na kanapie (j e g o  kanapie). Szczęśliwy jest nawet, gdy sam siedzi w domu - wówczas nic i nikt nie zakłóca jego snu (a potrafi to praktykować nawet 24h/dobę). Jego wykluczamy w tej wyliczance. Bo zaburza statystykę.

Każdy o czymś marzy. Czegoś pragnie. Na coś czeka. Niektórzy odnajdują to "coś". Reszta ludzkości im zazdrości.

Zadziwiające jest to, że aby odnaleźć siebie, wystarczy ... zaufać. Bogu, sile wyższej, naturze, intuicji (w zależności od tego, w co wierzymy niepotrzebne skreślić). Być uważnym i dostrzegać (oraz doceniać) to, co nas spotyka na co dzień. Konsekwentnie. I tyle. Choć to trudne i praktycznie graniczy z cudem. Jednak choćby ta garstka wymienionych wyżej dowodzi prawdziwości tej tezy.

Kudłata odkryła dzisiaj kim jest naprawdę. Olśniło ją - jak to zwykle bywa w takich sytuacjach - zupełnym przypadkiem. 
- Jestem ... księżniczką - powiedziała do siebie zamyślona przesuwając językiem po ... nowiuteńkiej koronie.

wtorek, 8 marca 2016

Przychodzi baba do lekarza ...

Choróbsko paskudne rozłożyło Kudłatą. Kaszel każdorazowo usiłujący wypluć zawartość organizmu. Ból skóry i kości. Zaprzyjaźniona pani doktor, antybiotyk plus trzy dni snu (w tym jeden dzień urlopu i dwa dni weekendowe) nie wystarczyły by wrócić do formy. Nie ma wyjścia - trzeba zobaczyć się ponownie z medykiem. Tym razem oficjalnie.

Czasy, w których w takiej sytuacji po prostu szło się do przychodni, siadało w kolejce i czekało na lekarza, niestety bezpowrotnie minęły. Teraz chory, mający szczęście bycia ubezpieczonym w prywatnej służbie zdrowia, musi zmierzyć się z ... infolinią. Wybiera numer i słyszy monotonnie melodyjny głos automatycznej sekretarki: 

- Jeśli Twój pakiet to Postaw na zdrowie 24 - wybierz 1. Jeśli Twój pakiet to Podaruj Zdrowie swoim Bliskim Których kochasz - wybierz 2. Jeśli Twój pakiet to ...

Tu Kudłata przewraca oczami zastanawiając się co musiały zrobić firmy, by ich pakiety załapały się na wąskie grono cyfr dostępnych z poziomu klawiatury.

- ... Niskie opłaty, Małe dopłaty - wybierz 3. Jeśli Twój pakiet to Badania Laboratoryjne Bez limitów - wybierz 4. Jeśli Twój pakiet to Dożyj późnej starości i męcz się dłużej z nami - wybierz 5. Jeśli Twój pakiet to ...

Zmęczona odsuwa słuchawkę od ucha.

- W dowolnym momencie wciśnij 0 by połączyć się z konsultantem.

Nareszcie! Nie można było od tego zacząć?

- W celu usprawnienia obsługi podaj numer PESEL.

Kudłata mrużąc oczy uważnie wyklikuje numer.

- Dziękujemy. Wpisano poprawny numer PESEL. Proszę czekać na zgłoszenie konsultanta. Z uwagi na sezon dużej zachorowalności, okres oczekiwania może się przedłużyć. Jesteś ... piąty.

Po dłuższej chwili:
- Dzień dobry. Czym mogę służyć?
- Chciałabym zarejestrować się do lekarza ogólnego w Trójmieście.
- Proszę poczekać. Przełączę rozmowę do koleżanki.

Po kolejnej chwili:
- Dzień dobry. Jak mogę pomóc?
- Chciałabym zarejestrować się do lekarza ogólnego w Trójmieście.
- W jakim mieście?
- Dowolnym. Tam, gdzie będzie najszybciej dostępny lekarz.
- Rozumiem. Sprawdzam Gdańsk. 18:45?
- Trochę późno. Proszę sprawdzić jeszcze Gdynię.
- Tam na pewno nie będzie miejsc.
- Proszę sprawdzić.
- 13:45?

A jednak! Ciśnie się Kudłatej na usta. Potulnie przełyka złośliwość.

- Doskonale.
- Poproszę pani numer PESEL.

To żart?!

Kilka minut później Kudłata rozpoczyna czekanie na spotkanie. We własnym domu. Co za wygoda. A jednak są plusy nowoczesnej infolinii.
Odpowiednio wcześnie - wiadomo, że o 13:45 miasto może być już zakorkowane - Kudłata pędzi w stronę ulicy 10 lutego. Pędzi i nagle dochodzi do niej, że nie zna konkretnego numeru. 10 to nazwa, nie numer w tym przypadku. Więc pędzi i pędząc googluje. Ma. 11. Ale numer!

Porzuca auto, kartkę potwierdzającą opłacone miejsce parkingowe na 30 minut wrzuca za szybę i pędzi do przychodni. Przychodnia znajduje się w centrum handlowym. Jakie to praktyczne. Można sprawdzić sobie poziom bilirubiny w moczu i po drodze kupić nową parę butów, albo modny szal i wino do kolacji. Wpada przez drzwi obrotowe i wzrokiem szuka informacji powoli obracając się wokół własnej osi. Są stoiska z książkami, z kosmetykami upiększającymi, ciastkarnia, kolorowe reklamy towarzystwa ubezpieczeniowego. Powoli zaczyna się jej kręcić w głowie od teledysku barw i głośnej muzyki. Gdzie ta informacja? Jest! Kartka rozmiaru A3 przytwierdzona do bocznej ścianki ruchomych schodów. Punkt interesujący Kudłatą jest na czwartym piętrze. Pędzi do windy. Przy czym pędzi oznacza przemieszcza się możliwie szybko mając na względzie jej obecny stan. Jest winda. W windzie guziki. Standard. Tylko pozornie. Guziki od minus dwa, do dwa. A gdzie ... trzy i cztery? Nic to, pewnie dalej są schody. Jedzie. Wysiada. Znów się rozgląda. Nie ma schodów. Co jest? Coraz bardziej oszołomiona wchodzi do przypadkowego butiku.

- Dzień dobry. Czy pomoże mi pani dostać się na czwarte piętro?
- Jasne! Najpierw tą kładką na drugą stronę, potem - tu zauważalnie zwalnia - Nie, tam są schody. W pani stanie to proszę zjechać windą, wrócić do drzwi obrotowych, za nimi są kolejne drzwi, tam kolejna winda i ona jeździ na czwarte.

I tym sposobem Kudłata trafia do recepcji przychodni. Jest 13:51. W recepcji trzy panie. Są bardzo zajęte. Jedna piłuje paznokcie. Jedna patrzy w ekran monitora. A trzecia przed siebie.
Idzie kompletnie pustym korytarzem na sam koniec mijając szereg drzwi. Pokój nr 8. Jest 13:52. Delikatnie puka.

- Proszę!
Głos zapowiada kobietę słusznych rozmiarów. I mniej słusznych zamiarów. Mimo to wchodzi.

- No, na ostatnią nóżkę!
Kudłata rozsądnie nie komentuje. Komentarz może jedynie mocniej zagęścić atmosferę i wydłużyć samą wizytę. A po co?
- Co panią sprowadza?
- Od ponad dwóch tygodni straszliwie kaszlę. W czwartek po powrocie z delegacji poczułam się zdecydowanie gorzej. Odwiedziłam lekarza. Przepisał antybiotyk. Sumamed. Przyjmowałam według wskazania. Minęły trzy dni. I nie ma poprawy.
- Proszę się rozebrać.
Pobieżnie osłuchuje. Ostrożnie zagląda do gardła.
- Gdzie panią boli, jak pani kaszle?
- Tutaj - Kudłata wskazuje dolną część brzucha.
- Tam pani boleć nie może. Przełyk na dwanaście centymetrów długości i kończy się ... o tu! - wskazuje dokładne miejsce kłując Kudłatą.
Zaraz! A nietykalność osobista lekarzy nie dotyczy? To po co pyta gdzie boli, skoro sama wie.
- Przepiszę pani inny antybiotyk. Producent Sumamedu zakłada trzy dawki, co w większości przypadków (a nie pacjentów?) nie wystarcza. Ten antybiotyk jest pięciodniowy (że niby lepszy, bo dłużej wyjaławia człowieka?). Dodatkowo weźmie pani osłonowe. Bifidobacterium. No chyba pani zapamięta. Nie muszę pisać. Może być Activia. Taki jogurt - dodaje widząc jak Kudłata zdziwiona przekrzywia głowę. Mam nadzieję, że nie słyszy kudłatych myśli w nawiasach.
- Co pani robi?
Domyślam się, że nie chodzi o czynność wykonywaną obecnie. Bo to widzimy obie. Siedzę.
- Jestem informatykiem.
- Potrzebuje zwolnienie?
Kudłata kiwa głową podając wizytówkę.
- Dyktuje mi. 
Wyciąga samokopiujący się formularz.
- A czy to oznacza, że elektroniczne zwolnienia nie są jeszcze stosowane w praktyce?
Kudłata nie posiada telewizora. Rzadko śledzi wiadomości. Nie mniej o tej możliwości wiedziała.
- Widzi pani tę klawiaturę? - krzyczy potrząsając gratem - Wie pani ile ona ma lat? Pani jako informatyk chciałaby wszystko informatyzować! Ale moi przełożeni są innego zdania. Elektroniczne zwolnienia! - tu prychnęła holywoodzko - A podpis elektroniczny to dodatkowe koszty!
Fakt. W tej sytuacji przypomnienie o odprowadzaniu składek i odpisów przez pacjentów mogłoby zostać niewłaściwie zrozumiane, więc Kudłata milczy.
- Proszę przyjść na kontrolę w czwartek.
- Czy mogę umówić się w rejestracji?
- Podejrzewam, że telefonicznie raczej.
- Chociaż spróbuję. Ewentualnie wyrażę swoją opinię, jeśli nie będę mogła umówić się na miejscu.
- To bez sensu. Dziewczyny w rejestracji też robią to, co im się każe. Samego tego nie wymyślają.
- Przecież jeśli każdy będzie wciskał głowę między kolana, to nic się nie zmieni. A jeśli tysiąc pacjentów wyrazi swoją opinię, to może przekażą ją dalej?
Słysząc kolejne holywoodzkie prychnięcie szybko schowała się za drzwiami. 
W recepcji udało się umówić na re-wizytę. Może skorzysta. Może nie. Tymczasem postarajcie się ... nie chorować. Chociaż spróbujcie ...

*) dla dobra przyszłych i potencjalnych pacjentów rzeczywiste nazwy pakietów zostały zmienione.


czwartek, 4 lutego 2016

Święto puchatego ciastka + tęsknota za tradycją

Tłusty czwartek. Święto pączka. Ranek. Kudłata przechodzi obok piekarni. Bio. Albo eco. Nieważne. Grunt, że piekarnia i to zdrowa. Widząc kuszący napis wchodzi. Przed nią wciska się kobieta. Inna kobieta stoi przed ladą.

Kobieta pierwsza pytająco spogląda na ekspedientkę:
- Czy są jeszcze z nadzieniem różanym?
- Nie ma.
Kobieta pierwsza wychodzi.

Kudłata jest zawiedziona.
- Jak to nie ma? A napis zachecający do zakupu?
- Jaki napis? - teraz ekspedientka patrzy pytająco.
- No - zaczyna elokwentnie Kudłata - Zapraszamy na pączki z nadzieniem różanym.
- Zapraszamy na pączki z nadzieniem r ó ż n y m.
Kudłata wychodzi. Kurtyna opada.

Chęć przechodniów by zrealizować swoje małe marzenie, czy ... skuteczny marketing?

poniedziałek, 1 lutego 2016

Przepis na ... tort.

Uwielbiam Stuhra. Maćka. Bez wzajemności niestety (nie mniej tylko dlatego, że nie miał okazji mnie poznać). Uwielbiam czytać wszystko, co wychodzi spod jego pióra. Niedawno miałam okazję przeczytać felieton, w którym tłumaczył jak napisać ... felieton właśnie. Idąc za jego radą, aby dobrze zacząć należy ... otworzyć butelkę wina. Albo lepiej dwie.

Nie miałam wina. Miałam cydr. Ale nie planowałam pisać felietonu. Planowałam wykonać tort. Więc uznałam, że cydr się nada doskonale. Bąbelki dodadzą mi fantazji.

Nie myliłam się. W połowie butelki byłam na etapie robienia budyniu - głównego składnika kremu. Mieszanie gęstej substancji jeszcze nigdy nie sprawiło mi takiej frajdy. Ot banalna czynność, mieszadłem zataczasz koła. Pod wpływem bąbelków kudłate myśli robiły to samo. 

Gdy krem stygł zapragnęłam lodów. W towarzystwie oczywiście. W towarzystwie domowego ajerkoniaku. Głowa zaczęła się robić ciężka, ale myśli lekkie. Krem stygł. A ja ... zasnęłam.

Tort dokończyłam kolejnego dnia. Dzięki temu na urodziny poszłam doskonale wyspana. Panie Maćku, dziękuję! Rewelacyjna rada. Rewelacyjna po prostu!

wtorek, 6 października 2015

Wiek niewinności - Wiki - odcinek 4

Popołudnie. Rodzicielka krząta się w kuchni. Wiki - lat 4 i 3/4 rysuje w skupieniu kolejną księżniczkę. Przerywa by podzielić się ze światem doskonałym pomysłem ...

- Mamo, zburzmy dom!
- A po co? - pyta nie wiedzieć czy bardziej zaintrygowana, czy zaskoczona rodzicielka.
- Żeby nie mieć gdzie mieszkać.
- A ... dlaczego mamy nie mieć gdzie mieszkać? - rodzicielka przestała kroić marchewkę i wyczekująco spojrzała na córkę.
- Żeby zamieszkać u cioci Kudłatej.
- Ale ... dlaczego?
- Bo ona robi najlepsze pierniki na świecie!
- Ale przecież ona ... nigdy nie ma czasu.
- To nic. Będziemy zajmować się sobą.
- Aha. A gdzie będziemy ... spać?
- Zbudujemy łóżka w salonie!

... i zadowolona z własnej koncepcji wraca do przerwanej czynności.

c.d.n.